Od początku Mszy Świętej w Omanie nurtowała mnie jedna rzecz. Od czasu do czasu całkowicie odrywając moje skupienie od nabożeństwa.
Była to boczna prawa nawa kościoła wyglądająca trochę jak przeszklona zakrystia. Z tą tylko różnicą, że były tam normalne ławki i normalni ludzie. Może jakieś VIP pomyślałem sobie, może tam siedzi chór. Ludzie zza szyby wyglądali w sumie normalnie. Zwykli dorośli ludzie i trochę dzieci. Nic szczególnego ich nie wyróżniało.
Gdzieś w połowie Mszy usłyszałem krzyk dziecka, a później gwałtownie umilkł. Albo zmarł w trakcie krzyku, albo został zakneblowany, albo… zniknął za drzwiami magicznej przeszklonej sali. I tu nastąpiło odkrycie.
Pierwszy raz w życiu w Maskacie zobaczyłem oddzielną salę dla rodziców z dziećmi, aby te mogły uczestniczyć w Mszy, ale nie zakłócać jej swoimi hałasami. Świetne rozwiązanie. Taka katolicka wersja restauracji z zakazem wstępu dla dzieci albo oferty wycieczek All Inclusive, w których można sobie zaznaczyć hotel "no kids allowed".
Myślę sobie, z perspektywy rodzica, że jest to nie tylko komfort dla innych uczestniczących w nabożeństwie, ale również dla samego rodzica. Wie on, że dziecko może sobie mówić, śpiewać i hałasować w swoim stylu dowolnym, a jednocześnie rodzic unika nieprzyjemnych spojrzeń i uwag typu "weź uspokój te dziecko, jakim jesteś rodzicem paskudnym".

Kategorie: Notatki z podróży