Po kilku godzinach nocnego spaceru po Brukseli byłem wyczerpany. Gdy już byłem na ostatniej prostej do hostelu zasypiałem idąc. Obudziłem się nawet raz czy dwa razy uderzając ramieniem o latarnię czy znak drogowy. Gdy już dotarłem do hostelu i wyspałem się decyzja była podjęta. Dosyć spacerów po Brukseli. Przynajmniej tych dosyć tych dłuższych 15kilometrowych. Po wyjściu z hostelu zobaczyłem przez szyby stacji metra kontrolerów spisujących pewną panią w średnim wieku. To był sygnał, żeby nie próbować jeździć na gapę. Ceny były raczej odstraszające. 2Euro za przejażdżkę i 7 Euro za bilet całodobowy. Gdy na swojej drodze napotkałem stację z rowerami do wynajęcia postanowiłem sprawdzić warunki cenowe. Jedna przejażdżka 1 Euro – taniej niż metrem. Jeśli jednak udałoby mi się przejażdżkę zakończyć w ciągu 30minut opłata nie jest pobierana. W takim przypadku płaci się tylko jednorazowo 1,6 Euro dziennie za rower. Na karcie kredytowej blokowana jest również kwota 150 Euro, ale jeśli rower zwrócimy opłata jest zwracana. Spojrzałem na mapę Brukseli z oznaczonymi stacjami najmu rowerów. Były usiane dość gęsto. Pieszo 10 minut od stacji do stacji. Nawet gdybym złapał kapcia da radę w ciągu 30 minut odprowadzić rower do najbliższej stacji. Opłaciłem 1,6 Euro pobrałem rower i ruszyłem w drogę. Po minucie zatrzymałem się. Wyciągnąłem telefon i ustawiłem minutnik na 20 minut. Gdybym w tym czasie nie dotarł do miejsca, do którego zmierzałem, poszukam stacji i wymienię rower na inny. Okazało się, że miasto pod kołami roweru skurczyło się i wszędzie w ciągu 30 minut byłem w stanie dojechać. Tylko do Atomium potrzebowałem sobie zafundować przesiadkę po drodze. Co prawda po drodze mijałem sporo stacji, więc w każdej chwili można było zakończyć jazdę, ale 2 lub 3 stacje były przepełnione. Nie mógłbym odstawić tam roweru i potrzebowałbym szukać kolejnej stacji. Dlatego zawsze warto mieć te 5 minut zapasu, by nie przekroczyć 30minut darmowej przejażdżki. Podczas mojej wizyty w Brukseli padał deszcz. Delikatny, ale konsekwentny. Rowery miały więc mokre siodełka i rączki. Podczas zmiany roweru na stacji potrzebowałem więc wycierać mokry rower i przekładać plecak z koszyka do koszyka. Sprawdziłem, więc pewną teorię. Wstawiłem rower na stacji pod numer 6, a następnie ponownie chciałem wynająć rower spod numeru 6. Zadziałało. Od tej pory, cały czas używałem tego samego roweru. Bez potrzeby marnowania chusteczek na wycieranie kolejnych rowerów. Dodam jeszcze, ze w hostelu też były rowery do wynajęcia. Takie zwykłe. Euro za godzinę i 7 Euro za dzień wypożyczenia. Pozwoliłem sobie nie skorzystać z tej kuszącej oferty.

Kategorie: Notatki z podróży