Oczywiście w obu miejscach jest gorąco. Nie jakoś nieznośnie gorąco, żeby po 5 minutach chować się do mieszkania z powrotem. Ale jest porównywalnie gorąco.
Różnica jest jednak inna i sprawia ona, że wrócić będę chciał raczej do Abu Dhabi.
Dłuższe spacery po obu miastach robiliśmy z Piotrkiem wieczorami. Dubaj był wtedy opustoszały, a dokładniej jego ulice były opustoszałe, bo w przyległych budynkach w lokalach mieszkalnych i usługowych mogło tętnić życie. Jeśli tętniło to z poziomu chodnika nie było go słychać. Przy chodnikach, jeśli już były jakieś lokale, pasaże czy knajpy to były opustoszałe. Ruchu pieszego i rowerowego prawie brak.
Abu Dhabi tętniło życiem. Na wybrzeżu nawet na ławkach przesiadywali mieszkańcy. Chodniki były ich pełne, a z poziomu przechodnia było widać zapełnione lokale, sporo restauracji i knajpek. Ulica tętniła życiem. Oczywiście na poziomie średnim porównując do zatłoczonych ulic Bangkoku, ale na poziomie wysokim porównując do Dubaju.
Abu Dhabi, przez większą obecność widocznych dla mnie ludzi było takie przyjaźniejsze. Takie bardziej ludzkie, bo czynnika ludzkiego tętniącego życiem było w nim więcej.
Za dnia w Dubaju ludzi było oczywiście więcej, ale czułem jakoś, że to co widzę to nie jest codzienne życie. Raczej zakupy w centrach handlowych, raczej zwiedzanie przez turystów, ale brakowało takiej codzienności.

Kategorie: Notatki z podróży