Szampan to wino musujące, aczkolwiek nazwa ta zarezerwowana jest tylko dla takiego wina pochodzącego z rejonu francuskiej Szampanii. Oczywiście nazwa popularna stosowana jest do wszystkiego co jest w butelce, ma bąbelki i strzela korkiem, gdy się otwiera. Takiego rodzaju carskoje igristoje na przykład masowo było pite przez organizatorów imprez w liceum. Tradycja była taka, że Ci którzy byli pierwsi i przygotowywali imprezę dla pozostałych w trakcie przygotowań wypijali butelkę czy dwie. Zazwyczaj piłem ja, Robson, Grzesiu i Sebuś. Wtedy prawdziwy Szampan był gdzieś w sferze nam nie dostępnej. Niedostępny też był w żadnym sklepie w promieniu 100 km. Swojego pierwszego szampana otrzymałem w prezencie 24 grudnia 2014 roku od kierowcy, który właśnie jechał na święta z Szampanii i wiózł jako prezent dla babci swojej dziewczyny kilka butelek. Jedna z butelek nie trafiła do babci, a do moich rąk. Woziłem go ze sobą po kolejnych krajach i na lotnisku w Barcelonie planowałem zabrać do Polski. Obiecałem bowiem, że wypiję go z moją dziewczyną.

Zdjęcie szampana wyciągniętego po roku spod wiaduktu

Miałem wykupiony tylko bagaż podręczny. Nie mogłem wnieść butelki na pokład. Zapytałem obsługi, ale nie chciała nadać mojego bagażu pod pokład bez dodatkowej opłaty. Co prawda Szampan był drogi, ale jego cena równała się opłacie za dodatkowy bagaż. Nie opłacało się zatem. Ruszyłem na poszukiwania osób, które już taki bagaż kupiły. Nikt jednak nie chciał zabrać mojej butelki ze sobą do Polski. Trzeba było znaleźć alternatywę. Do Barcelony na pewno jeszcze wrócę, a szampanowi czas nic nie zrobi, więc postanowiłem go schować gdzieś koło lotniska. Wybiegłem w miarę daleko, aby szampan był bezpieczny i aby przypadkowe sprzątanie terenu nie ujawniło miejsca jego ukrycia. Znalazłem wiadukt, a pod nim ślepą przestrzeń. Do środka dostałaby się tylko moja ręka, butelka albo szczur. Wiadukt wyglądał na nowy, więc nie powinien być w najbliższym czasie zburzony. Schowałem butelkę i wróciłem na lotnisko. Właśnie zamykano bramki. Po nie całym roku wybrałem się z Anią do Andory. Lądowaliśmy na lotnisku w Barcelonie późnym wieczorem. Było przyjemnie ciepło. Wyszedłem z lotniska i pobiegłem pod wiadukt. Wiadukt był na swoim miejscu, butelka też. Owinięta pajęczyną, więc jakiś pajęczak próbował się do niej dobrać. Na szczęście nie zdołał. Następnie butelka pojechała z nami do Andory i wróciła na to samo lotnisko, bo nie było okazji, aby go wypić wcześniej. Ta butelka lubiła to lotnisko. Szampana wypiliśmy tuż przed wejściem na lotnisko. Był smaczny, potwierdziła to nawet Ania, która nie gustuje w takich trunkach. Potwierdziłem, więc dwie prawdy. Prawdziwy Szampan jest wart swojej ceny. Im dłużej wino czeka lub im dłużej Ty czekasz by je wypić, tym smaczniejsze się okazuje.

Kategorie: Notatki z podróży