Do Tyraspola dotarłem wieczorem i było już ciemno. Znad Dniestru przyjechałem marszrutką, która wysadziła mnie w okolicach centrum. Poszedłem do kantoru, ale wszystko już było zamknięte. Miasto obszedłem pieszo w niecałą godzinę i stwierdziłem, że warto poszukać opcji na ewakuację. Nie zamierzałem tu zostawać długo – spieszyło mi się do Odessy. Poszedłem na dworzec autobusowy, by dowiedzieć się, że coś na granicę jedzie dopiero rano. Ruszyłem na wylotówkę.

Ścieżka na skróty na wylotówkę

Mogłem iść wzdłuż głównej drogi, która trochę kluczyła w lewo i w prawo lub według tego co sugerowała mi moja mapa. Mapa sugerowała ścieżkę dla pieszych wzdłuż torów kolejowych i jakiegoś ścieku wodnego. Przy tej ścieżce był podobno jakiś kemping. Tak sugerowała ikona na mapie. Skręcam z głównej drogi w ścieżkę zwężającą się i po chwili idę w ciemności pomiędzy krzakami. Przyświecam sobie trochę telefonem, w oddali słyszę poszczekiwania psów. Wdrapuję się na okolice nasypu kolejowego i widzę dwie postacie: ojca i syna. Idą poprzeczną ścieżką, a kiedy się mijamy wywiązuje się rozmowa. Zapytałem czy dojdę tę ścieżką na wylotówkę na Ukrainę i pada na mnie grad pytań: skąd jestem, dokąd jadę, jakie są moje plany i gdzie chcę spać. A po moich odpowiedziach pada propozycja noclegu. Ponieważ kemping z mapy okazał się jakąś zagrodą zaakceptowałem propozycję.

Pępkowa uczta na Naddniestrzu

Ojciec z synem wracali ze sklepu. Ojciec dzierżył w ręku dużą plastikową butlę z piwem. Ich obejście składało się z dwóch chat. Jedna remontowana, druga jeszcze zamieszkana. Remont szykowany był na przyjście na świat kolejnego dziecka – córki, która tego wieczora przyszła na świat. Szykowało się zatem pępkowe tego wieczora. Zanim zasiedliśmy do stołu ojciec z 8 letnim synem pokazali mi ogród z warzywami i owocami oraz kury i króliki. Mieli ponoć też świnię, ale ubili. Z każdego warzywa byli bardzo dumni i prezentowali każdą grządkę z niezwykłym namaszczeniem. Później zasiedliśmy przy stole przed chatą, a gospodarzowi powoli zaczęło uderzać piwo do głowy. I tu nie popisałem się inteligencją, bo wyjąłem gościnnym gestem wódkę przywiezioną z Polski w formie prezentu. Nie wyczułem, że gospodarzowi już wystarczy i tylko dolałem do ognia. Głupi ja.

Pokój i jego obraz w Paincie, jak widać jest po lewej szafka pod nią lampka, po środku monitor i po prawej okno. Wszystko się zgadza.

Pokój i jego obraz w Paincie, jak widać jest po lewej szafka pod nią lampka, po środku monitor i po prawej okno. Wszystko się zgadza.

Zanim jednak sen zmorzył mojego gospodarza została mi zaprezentowana biedna chatka starsza i nowo remontowana. Gospodarz usmażył nam świeżonkę ze świni, pochwalił się zdjęciem dzieci i żony oraz pokazał dowód tożsamości, który okazał się radzieckim paszportem. Ponoć z aktualnym zdjęciem paszport upoważniał do podróży do Rosji, a nawet potwierdzał, że Tyraspolczyk jest obywatelem Rosji. Według mojego gospodarza każdy jego krajan takowy posiada i w razie potrzeby jeździ przez Ukrainę do mateczki Rosji. W jego przeświadczeniu Naddniestrze nadal pozostaje częścią Związku Radzieckiego, a różnica sprzed kilkudziesięciu lat jest taka, że po drodze do Rosji pojawiła się Ukraina i jej granica do przekroczenia. Gospodarz nie chciał się częstować moim jedzeniem i smutno było mi, że nie mam żadnego prezentu, którym mógłbym mu się odwdzięczyć za gościnę. Zostawiłem tylko kilka ciepłych słów na temat jego gospodarstwa i rysunków jego syna tworzonych w Paincie na połowie ekranu komputera, który był pęknięty i tylko jego połowa była sprawna. Pożyczyłem też zdrowia nowej córeczce, przespałem się na jednej z wersalek i rano dalej ruszyłem w drogę.