Wypoczynek na maksa, co to właściwie oznacza? Nicnierobienie, to jest ciekawy pomysł na wypoczynek, ale nie wszystkim wystarcza. Jednocześnie nie starcza im też energii, by samemu się za coś zabrać. Po prostu jakaś paranoja. Takie wyjazdy all-inclusive na przykład z jednej strony najpopularniejsze w biurach podróży, a z drugiej strony piętnowane tu i ówdzie. Podobnie jak discopolo, wszyscy nie lubią i wszyscy słuchają. Ok, ale do rzeczy. Dawno dawno temu, czyli chyba w 2008 roku byłem na Malcie. Unia Europejska stawiała, więc zatrzymałem się w pięciogwiazdkowym hotelu. W sumie nie miałem wyjścia i możliwości wybory. I super. Dzięki temu zaznałem luksusu i zobaczyłem luksus z bliska. Który w pewnej formie miał oblicze takiego wypoczynkowego lenistwa.

Odpowiadając na potrzeby gości hotelowych zatrudniono animatora czasu wolnego. Osoba taka była odpowiedzialna za to by przechadzać się między gośćmi i proponować im różne sposoby wypoczynku. Granie w piłkę w basenie, smakowanie różnych drinków, rzucanie ringiem, joga czy inny aerobik. Każda z tych atrakcji była dostępna w wachlarzu oferty hotelu. Nie było trzeba zatem o nie szczególnie pytać. Animator to jednak robił. W momencie gdy nie pytał (a pracował od 11 do 19) goście hotelowi leżeli na leżakach i nic nie robili. Kiedy animator pojawiał się i przechadzał między gośćmi wówczas goście wstawali z leżaków i sięgali po różnorakie rozrywki, a animator stał z boku i od czasu do czasu wypowiadał komendy: “A teraz ringo, a teraz joga, a teraz do wody” a ludzi posłusznie je wykonywali. Może to taki wypoczynkowy coach. Może i poza obszarem wypoczywania potrzebujemy nic więcej jak kogoś kto nam powie “A teraz….” i nagle nasza aktywność wzrośnie gwałtownie.

Kategorie: Notatki z podróży