Czasami jestem zmęczony podróżą. Szczególnie, gdy poruszam się głównie na stopa. Wtedy zdarzy się przejść pieszo po poboczu nawet 10kilometrów. Z całym dobytkiem na plecach to bywa męczące. Czasem, gdy ustali się na wyjazd zbyt napięty grafik, również może być mało przyjemnie. Co wtedy? Co wówczas, gdy jeszcze przed nami tydzień wypoczynku, a my już jesteśmy zmęczeni. Bardziej zmęczeni niż wypoczęci. Najprostsze rozwiązania okazują się wówczas najlepsze. Po prostu należy położyć się i wypoczywać. Tak zrobiliśmy z Anią w Koryncie, a dokładnie na wsi, którą ochrzciliśmy Insomnią. Insomnia leży tam gdzie kanał Koryncki się kończy i zamienia się w otwarte morze. Tam właśnie poczuliśmy się bardzo zmęczeni i tam znaleźliśmy piękną plażę. Rozłożyliśmy śpiwory i zaopatrzeni w lody oraz jakieś lokalne pożywienie zostaliśmy tam na noc. Później kolejną i jeszcze jedną. Kąpaliśmy się w morzu, pod prysznicem przy plaży upraliśmy swoje odzienie. I przez większość czasu leżakowaliśmy to pod drzewem to na plaży. Odpoczywaliśmy jednym słowem. Na plaży nie było żadnych turystów, sami lokalni mieszkańcy, co sprawiło, że trzeciego dnia zaczęliśmy zwracać na siebie uwagę. Co prawda oprócz nas były na plaży też inne osoby, które spędzały tam dużo czasu. Ale tylko my byliśmy charakterystyczni. Po pierwsze nasze śpiwory każdego dnia i każdego wieczoru leżały w tym samym miejscu. Po drugie jako jedni z niewielu spożywaliśmy posiłki na plaży. Po trzecie natomiast nad naszą miejscówką na gałęziach drzewa powiewały niczym flagi koszulki, spodenki i ręczniki. Ten ostatni element dobitnie chyba sugerował, że nie jesteśmy Grekami. Plażę wspominam bardzo przyjemnie. Nie było drinków i all inclusive, ale był błogi wypoczynek. I gdy tylko nie chciało nam się wstawać i jechać dalej, zostawaliśmy kolejny dzień. Tak kiedyś będzie na Filipinach – tam też znajdziemy swoją Insomnię.

Kategorie: Notatki z podróży