Po tym jak zgubiłem paszport pod chorwacką granicą i drugi raz z sukcesem przekroczyliśmy granicę chorwacko-słoweńską, kroczyliśmy w stronę Bośni i Hercegowiny. Oczywiście to był początek, więc została nam jeszcze Chorwacja po drodze. Po przekroczeniu granicy spotkaliśmy znak zakazujący autostopowania, a później niemal pustą autostradę. Z łapania i tak byłyby nici. Doszliśmy poboczem do pierwszej stacji benzynowej, by dowiedzieć się, że autostrada idzie bokiem z dala od miast i wiosek a do najbliższej drogi równoległej dojdziemy przez las. Ruszyliśmy lasem, tam zastała nas noc spędzona w namiocie. Rankiem już szybko doszliśmy do jakiejś wioski. Kupiliśmy sobie po burku z pieczarkami i ruszyliśmy stronę autobusu jadącego do Rijeki. Starsza pani zapytana przez Sebastiana stwierdziła, że na butowanie za daleko, a cena busa niska. Posłuchaliśmy i już za kilka chwil byliśmy w Rijece.
Po męczącej nocy w lesie i wędrówce bez powodzenia w stopowaniu marzyliśmy o wykąpaniu się w morzu. To było pierwsze morze podczas tego Bałkańskiego tripu, wyposażyliśmy się w butelkę wina i i obraliśmy azymut na plażę. Po minięciu portu znaleźliśmy schody w dół na kamienistą małą plażę. Najważniejsze, że miała dostęp do morze. Plecaki i ręczniki na plażę, wino otwarte i chlup do wody. Potem suszenie się na słońcu i jeszcze raz chlup do wody. Lekko już zmęczeni legliśmy na ręcznikach, skończyliśmy wino i zasnęliśmy. Dochodziła właśnie pierwsza po południu kiedy się obudziliśmy. Woda wyparowała z naszej skóry zostawiając lekką skorupkę soli, a wokół nas byli już ludzie. Wcześniej na plaży byliśmy tylko my. Była to pora, kiedy większość ludzi jest w pracy, więc wokół nas byli w większości emeryci. Nadzy emeryci.
Jak się później okazało, była to plaża nudystów, ale fakt, że byliśmy turystami chyba usprawiedliwiał nasze posiadanie gaci. Spaleni słońcem nie mieliśmy ochoty na dalsze leżakowanie i zaczęliśmy się zbierać z plaży. Widok starszych golasów był dodatkową motywacją. Dopiero, gdy spakowaliśmy manatki na plażę przyszły nasze rówieśniczki. Chwilę zwlekaliśmy i powoli opuściliśmy plażę może oglądając się za siebie raz lub dwa. Wtedy jeszcze tego nie czuliśmy, ale już za chwilę nasze spalone ramiona pod naporem szelek plecaków dały o sobie znać. I tak piekły przez kolejne 3 dni przypominając nam naszą beztroską drzemkę na plaży nudystów.