W Finlandii wylądowałem w Turku i tam zapewniłem sobie jeden nocleg na Couchsurfingu. Następnego dnia ruszyłem w stronę Helsinek i tam już noclegu tak łatwo nie znalazłem. Był sierpień, miałem ze sobą śpiwór, więc pomyślałem – coś ogarnę. Nie chciałem opuszczać Helsinek tego samego dnia, więc przekimałem nad morzem na południu Helsinek i kolejnego dnia miałem powoli wracać do Turku.
W między czasie znalazłem w internecie informację o otwartych leśnych schroniskach w Finlandii. Schroniska takie dzielą się na chaty i schrony, tak przynajmniej przetłumaczył mi to google z fińskiego na polski. Podejrzewałem, że schron to poziom niżej nić chata, ale trzeba było sprawdzić. Znalazłem nawet jeden w okolicach Turku. Jakieś 5 kilometrów od miasta koło wieży obserwacyjnej. Pomyślałem, więc że to świetny patent na kolejny nocleg. Zapowiadało się deszczowo, więc nocleg pod gołym niebem raczej nie wchodził w grę. Złapałem stopa do samego Turku, ale Kurd, który mnie podwoził zaproponował, że podwiezie mnie w dowolne miejsce. Wskazałem jakieś pole pod lasem na mapie, a on się zdziwił, ale zawiózł. Opowiedziałem mu o schronach, a on pokiwał głową z uznaniem, ale stwierdził, że to nie jego bajka. Najpierw poszedłem oblukać schron. Okazał się stertą desek opartą o szopę przykrytą folią. Da radę się tam wczołgać i kimnąć, ale komfort żaden. Prawdę mówiąc spodziewałem się czegoś bardziej luksusowego. No chyba, że tym schronem był owa szopa, ale ta była zabita dechami i nijak nie dało się do niej wejść.
Ku mojemu zdziwieniu w lesie było pełno ludzi, biegających, ćwiczących i odwiedzających wieżę obserwacyjną. Posiedziałem na wieży, stwierdziłem, że ze względu na częstotliwość odwiedzin i brak zadaszenia nie nadaje się na nocleg. Na mapie znalazłem jaskinię w okolicach centrum Turku i stwierdziłem, że to będzie moje kolejne miejsce, w którym spróbuję kimnąć. Poza tym w jaskiniach zawsze jest ciekawie i marsz do miasta rozgrzeje mnie nieco.
Doszedłem do wzgórza, obszedłem je kilka razy, ale jaskini ani widu ani słychu. Wreszcie zauważyłem jakąś szczelinę. Jaskinia była głęboka na jakieś 7 metrów z jedną odnogą zbyt wąską, abym się do niej zmieścił. Umościłem się więc w środku na nierównej powierzchni i w nieco wilgotnym środowisku próbowałem zasnąć. Po 5 minutach budziłem się ponieważ ślizgałem się na śpiworze i zjeżdżałem co i rusz na zewnątrz jaskini. Jej dno było pochylone do wyjścia. Jedynym plusem było to, że w środku nie padał deszcz. Między 22 a 1 w nocy przesiedziałem w tej jaskini, bo o śnie raczej nie było mowy i podjąłem decyzję o zmianie miejscówki. W takich momentach zazdroszczę wszystkim prepersom i innym takim survivalowcom, bo oni pewnie wybudowali by sobie w tej jaskini apartament, wyspali się, a nad ranem pewnie nawet zbudowali mini generator prądu i oczyszczalnię deszczówki na herbatę. No cóż, ja się do nich nie zaliczam, więc przyszło mi zmienić miejscówkę i uznać noc w jaskini za mało romantyczną, choć z pewnością ciekawą.