Normalnie nie odwiedzam muzeów, normalnie nie googluję o tym co widziałem, żeby używać konkretów. Tu jednak zrobiłem wyjątek. Przed chwilą zamknąłem wikipedię i już pamiętam. Skansen znajduje się przy ulicy Kus Tba, co jak dobrze pamiętałem oznacza jezioro żółwie. Samego jeziora nie widziałem choć podobno jest bardzo blisko skansenu, ale sam skansen nie było trudno znaleźć. Znajduje się też w Tbilisi, więc nie trzeba było się daleko ze stolicy ruszać. Ok, to na tyle jeśli chodzi o konkrety i ich brak. O co zatem chodzi ze wspaniałością tego skansenu? Mianowicie jest to miniaturka Gruzji. Znajdują się tam murowane i drewniane budynki przeróżnej maści, bo jak się okazuje Gruzja jest bardzo zróżnicowana architektonicznie. A kiedyś była zróżnicowana jeszcze bardziej. Przed innymi warunkami trzeba się bowiem chronić u podnóży Kazbegu, a innymi w tropikalnym niemal Batumi. Różnorodność budynków z pewnością więc zaskakuje.
Dodatkowo w co poniektórym budynku przesiaduje przewodnik i opowiada historie tego budynku, nie nachalnie, ale bardzo ciekawie. Od przewodników bije pasja historyczna, dzięki temu słucha się jeszcze uważniej i płynie z tego słuchania przyjemność. Eksponatów można dotknąć a po terenie chodzić dowolną ścieżką, więc każdy tworzy swój własny plan zwiedzania. Pełno w skansenie ciekawostek z codziennego życia Gruzinów, takich jak drewniane pampersy w kształcie fajki. Fajkę taką wkładano małym dziewczynkom między nogi, dziewczynkę ubierano i wkładano do kołyski, a następnie przypinano pasami. Fajka zaś wystawała przez otwór w kołysce. Pod kołyską stało wiaderko, które należało od czasu do czasu wymienić. Pieluszek więc nie trzeba było zmieniać, dziecko zawsze miało sucho, a przypięte w kołysce było bardzo bezpieczne. Ot, wynalazek ciekawy. Ciekawostek takich mnóstwo ukryto w tym gruzińskim skansenie, a porozrzucane są po polanach i wśród drzew, więc i spacerowanie samo w sobie jest bardzo miłe. Polecam