Sale to dzielnica Rabatu. Teraz to tylko dzielnica, takie przedmieścia. Ale kiedyś… Kiedyś to było nie tylko miasto, ale też państwo. Demokratycznie rządzone państewko pirackie. Na skraju północno-zachodniej Afryki, idealne miejsce wypadowe na nowe wyprawy, ale także jako port przeładunkowy i przystań dla innych. Takich innych można było kasować za postój lub obrabować. Tak czy siak był przychód dla państwa. Ja w tej dzielnicy znalazłem się w typowym marokańskim domostwie. Ojciec rodziny nie żył. Matka mieszkała z uczącą się córką i pracującym synem. Oboje młodzi mówili po angielsku. Córka nosiła dredy i nie było na nich śladu chusty, choć okolica wyglądała dość tradycyjnie nastawiona. Ale chusty to nie charakteryzują marokańskiego islamu. Głównie noszą je starsze panie, trochę tak jak chustki w Polsce. Telewizja nadawała na zmianę MTV i jakiegoś zawodzącego mułłę. To tak jakby zmieniać w Polsce z eski na telewizję trwam. Mamie domu nie robiło to jednak różnicy. Telewizor była jak radio, by posłuchać od czasu do czasu.
A w innym czasie pichcono dla nas Tajin. Kuskus z warzywami i kawałkami baraniny zapiekany w tradycyjnym glinianym naczyniu. Zajadaliśmy go rękoma i pieczywem, popijając jakimś jogurto-kefirem. Siedzieliśmy na kanapie w kształcie litery C otoczeni różnorakimi dywanami, narzutami i arrasami. Tajin był przepyszny, polecam każdemu. Kiedy jednak wymieniam jego składniki nie brzmi rewelacyjnie. Być może smakował tak ze względu na przyprawy i sposób przyrządzenia. Być może ze względu na sposób podania, tradycyjny sposób jedzenia i celebrę z jaką jedliśmy to danie. Często bowiem to nakrycie stołu, rodzaje naczyń i sama oprawa sprawia, że jedzenie smakuje lepiej. Zanim zaczniemy wydawać więcej pieniędzy, by jadać lepiej, poprostu zacznijmy jadać lepiej. Zadbajmy o oprawę i będzie smakować bosko, jak Tajin w Sale.