Podczas wycieczki do Szwecji sprzedałem swoją pierwszą grę planszową za Euro. I odkryłem magię eksportu. Koszty produkcji te same, a jednak klient jest gotów zapłacić więcej niż w Polsce. Grę sprzedałem hindusowi, którego znalazłem dzięki Toastmasters, a który otworzył przed nami gościnnie drzwi swojej kawalerki. Nie mieliśmy od niego daleko do centrum, więc wieczorem zaplanowałem co moglibyśmy robić dnia kolejnego. Spośród bezpłatnych atrakcji znalazłem wycieczkę po szwedzkim parlamencie. Opowiadane historie były naprawdę ciekawe, a wnętrza parlamentu bardzo ładne. Mieliśmy też możliwość przejść tunelami łączącymi budynki, które z zewnątrz wydawały się oddzielnymi budowlami. Najbardziej zapamiętałem jednak dwie historie.
Po pierwsze na pytanie o liczbę obcokrajowców w parlamencie, padła odpowiedź zero. Bardzo mądra swoją drogą. Bo choć pełno w nim jest osób pochodzenia nieszwedzkiego, to aby być parlamentarzystą należy być Szwedem. Wszyscy oni są zatem formalnie Szwedami. Pochodzenie, religia czy miejsce urodzenia dziadków są nieistotne. To ciekawe szczególnie w perspektywie polskiego parlamentu, który usilnie przyjmuje w swoje szeregi dwóch reprezentantów mniejszości niemieckiej. Jeśli taka jest wola narodu i mają obywatelstwo polskie można ich przyjąć do parlamentu bez ekstra przywilejów. Jeśli natomiast polskie społeczeństwo wybrałoby kogoś innego, wyraziłoby tak swoją opinię względem obecności niemieckiej w parlamencie. Proste i demokratyczne podejście.
Drugą ciekawostką jest sposób głosowania. Każdy ma swoje biurko rozmieszczona na sali według przynależności nie partyjnej, a według miejsca pochodzenia. Parlamentarzyści z tego samego miasta, ale z innej partii mogą zatem siedzieć obok siebie. Dwóm takim posłom podczas dni otwartych parlamentu jakiś żartowniś podmienił tabliczki przykręcane do pulpitów śrubami. Podczas pierwszego głosowania jedna z partii była zadziwiona tym jak głosuje ich partyjny kolega. Dopiero, gdy podobna sytuacja powtarzała się kilkakrotnie odgadnięto, że poseł głosuje nie ze swojego stanowiska. Konsekwencją był powrót tabliczek, na swoje miejsce oraz zakaz wpuszczania turystów na poziom sali plenarnej. No i jeszcze jedno. Jeden z turystów, być może Szwed miał bardzo realny wpływ na kierunek rządów i wynik głosowania w przypadku kilku uchwał.