Gdy jechałem do Gruzji na stopa miałem przyjemność przechodzić przez Koszyce. Wysadzono nas na początku Koszyc, nikt nie chciał się tam zatrzymać, więc zaszła potrzeba, aby wybrać się na spacer na drugą stronę miasta na wylotówkę. Szliśmy drogą przez przemysłowe tereny, od czasu do czasu pojawiał się jakiś domek jednorodzinny. Dokładnie to szliśmy asfaltowym chodnikiem wylanym wzdłuż drogi. W pewnym momencie pod naszymi stopami ukazały się białe napisy, jeden za drugim. Cały chodnik pokrył się napisami, co wyglądało bardzo ładnie. Czcionka w kolejnych słowach różniła się, raz były to słowa pisane a raz czcionka na podobieństwo tej drukowanej z książek. Język słowacki różni się od polskiego, choć nie aż tak bardzo. Ja jednak spośród tych słów nie zrozumiałem żadnego. I po chwili naszło olśnienie.
Chodnik prowadził wzdłuż ogrodzenia Uniwersytetu i wypisane były na nim nazwiska osób, które ukończyły Uniwersytet. Pełno było tam więc inżynierów i magistrów. Każdy z absolwentów miał najwyraźniej prawo do wymalowania na chodniku swojego nazwiska. Świetna nagroda, świetna pamiątka. Swoista ściana sław “Hall of Fame” – tylko w tym przypadku był to chodnik sław. Niczym aleja gwiazd w Hollywood lub w Międzyzdrojach. Takie podejście bardzo mi się podoba. Każdy ma mieć bowiem prawo do trafienia na taki chodnik sław. Nie ma potrzeby by stawać się Einsteinem czy Kopernikiem. Taki Kowalski Słowak też ma swój wkład w rozwój ludzkości, nawet jeśli polega on na wychowaniu dzieci na dobrych ludzi czy regularne koszenie trawnika, na którym strudzony wędrowiec może pewnego dnia rozbić swój namiot.