Jadę na stopa z Marsylii do Barcelony. Młodzi Francuzi jadący na zakupy wysadzają mnie u wjazdu do Montpellier. Autostrada ciągnie się wzdłuż miasta jakieś 20 kilometrów jeszcze, a z tej strony miasta nikt nie chce się zatrzymać. Stoję, ściemnia się i robi się zimno. Idę wzdłuż autostrady, aby przejść na drugą stronę miasta. Autostrada zbliża się do oceanarium, wchodzę do miasta i planuję wykorzystać komunikację miejską, by nieco podjechać w stronę wylotówki. W tym momencie pisze do mnie SMSa Artur. Relacjonuję gdzie jestem i wsiadam w tramwaj, który jedzie z jednego końca miasta na drugi. W między czasie Artur pisze zapytania na couchsurfingu. Po 10 minutach otrzymuję SMSa, bym wysiadł na stacji przy stadionie, a za kolejne 10 minut odbierze mnie tam mój gospodarz. W momencie gdy otrzymałem SMS spojrzałem na tablicę informującą o przystankach. Stadion był kolejnym przystankiem. Wysiadłem. Po 10 minutach rzeczywiście na przystanku zjawił się mój gospodarz z grupką znajomych. W ciągu 10 minut otrzymałem odpowiedź, a w ciągu 20 minut byłem już z moim couchsurferowym gospodarzem. Takie rzeczy nie zdarzają się w zwyczajnym życiu, a jednak. Na tę noc rysowałem sobie negatywne scenariusze, a spędziłem ją bardzo przyjemnie. Poznałem prawdziwego wielbiciela marki apple oraz konsoli do gry. W jego małej kawalerce znajdowało się więcej iPhonów, iPadów i iWszystkiego niż w niejednym sklepie Apple zapewne. Właściwie to aby usiąść gdziekolwiek należało najpierw podnieść iCoś, położyć to na inne iCoś i dopiero siąść. Do tego tapety na ścianach wyklejone z pikseli. iMieszkanie tej nocy wypełniło 10 kolegów gnieżdżących się w pokoju 4×5 metrów i grało jednocześnie w 2 konsole na 3 różnych wyświetlaczach. Istne centrum sterowania wszechświatem. Jobs i Woźniak pewnie zakochaliby się w tym mieszkaniu, ja też odnalazłem w nim sporo uroku.

Kategorie: Notatki z podróży