We wschodniej Turcji zatrzymaliśmy busa. Po zakończeniu trasy kierowca życzy sobie pieniędzy. Oponujemy tłumacząc, że jedziemy na stopa i nie mamy pieniędzy. Wykrzykuje coś, grozi nam i wciąga w dyskusję lokalną ludność wioski, w której akurat się zatrzymaliśmy. Stoimy przy swoim mimo, że ten zaczyna coś wykrzykiwać i grozić, pokazując palcem, że poucina nam głowy. Bierzemy to trochę żartem i dalej upieramy się przy swoim. Gdy do dyskusji dołącza trzech lokalnych starszych, również namawiają nas byśmy coś zapłacili. Zaczyna się robić mało przyjemnie, ale pojawia się młody Turek.
Mówi po angielsku, więc pełni rolę tłumacza. Dzięki jego negocjacjom lokalni oddalają się, a po jakimś czasie kierowca pakuje się i odjeżdża. Uff! chłopak tłumaczy nam to co już dawno zrozumieliśmy, że to był kierowca busa po godzinach itd. Rozumiemy, akceptujemy i deklarujemy, że łapiemy dalej. Chłopak mówi, że jego znajomi jadą tam gdzie my i że mogą nas podrzucić. Idziemy, więc do jego domu. Okazuje się, że jeden z lokalnych, który dyskutował z kierowcą to ojciec chłopaka. Nie patrzy na nas przychylnie, po chwili to się jednak zmienia. Okazuje się, że młody Turek właśnie wrócił ze Stambułu, gdzie zgromadził dla rodziny całą ciężarówkę mebli, dywanów i innych dobroci. Pomogliśmy więc przy rozładunku, który trwał ponad 2 godziny. Później zjedliśmy z całą rodziną i wtedy już ojciec patrzy na nas zupełnie inaczej. Jesteśmy pełnoprawnymi gośćmi w jego domu, zasiada z nami do obiadu i dopytuje o nasze podróże za pośrednictwem syna. Okazało się że kierowcy ciężarówki byli wynajęci i będą jechać w naszym kierunku to znaczy w kierunku Iranu. Nie spieszyło się im jednak nadmiernie. Sprzeczka z kierowcą busa miała miejsce około południa, a wyjechaliśmy do Agri późnym wieczorem. Jednak warto było. Spędziliśmy miłe popołudnie w tureckiej rodzinie, pomogliśmy im w rozpakowaniu prezentów i stanowiliśmy nie lada atrakcję dla sąsiadów, którzy byli zainteresowani zarówno ciężarówką pełną dobroci jakie zwiózł ich sąsiad z dalekiego Stambułu, jak i dziwnymi gośćmi, którzy zawitali do ich wioski i pomagali przy rozładunku.