Johanesburg to podobno jedno z najbardziej niebezpiecznych miast na świecie. Słyszałem taką opinię o Juarez na granicy meksykańsko-amerykańskiej czy o samym Meksyku. Ile w takim razie jest najbardziej niebezpiecznych miast? Jak jakies jest najbardziej niebezpieczne to jest i tyle. A tu się okazuje, że ranking jest mało jasny i na pierwszym miejscu jest wiele pozycji. Może to oznacza, że te rankingi to tylko czcze przechwałki. Tak podchodziłem do opinii na temat Johanesburga. Do momentu aż sprawdziłem.
Po pierwsze drut kolczasty, potłuczone butelki lub drut pod napięciem na wszystkich płotach dookoła. Po drugie przy większych blokach obowiązkowy stróż, który nie miłosiernie się nudzi zapewne, ale jest uzbrojony i stoi na straży naszego domostwa. A po trzecie nasza wyprawa na miasto. Wynajęliśmy w czwórkę apartament na airbnb niedaleko centrum Johanesburga. Pieszo do ścisłego centrum i na dworzec jakieś 20 minut pieszo, więc gdy tylko się rozpakowaliśmy ruszyliśmy na miasto. Docelowo mieliśmy sprawdzić skąd odjeżdża autobus, żeby kolejnego dnia rano łatwo się na niego dostać. Po 5 minutach pieszo nie spotkaliśmy ani jednego białego, a czarni, czyli wszyscy patrzyli się na nas podejrzanie. Po chwili zaczął się totalny slums. U stóp wieżowców na stertach kartonów zamiast wejść do butików drogich sklepów leżeli bezdomni. Część w kałużach, sam nie wiem czego. A my sobie idziemy między nimi jak gdyby nic w japonkach, co nie było dobrym pomysłem zważywszy na zawartość błocka i kałuż pod naszymi stopami. Widziałem nawet jednego ziomka, który prał swój karton w takiej kałuży niewiadomego składu.
Gdy byliśmy bliżej dworca, ale nadal go nie widzieliśmy zaczęliśmy się czuć jeszcze bardziej niepewnie. Zostawiliśmy dziewczyny w pobliskim supermarkecie, a ja z Piotrkiem poszliśmy szukać dworca. Znaleźliśmy i już wracając trafiliśmy pod czujne oko grupy złodziejaszków. Jeden z nich wyprzedził nas w wąskiej uliczce, a reszta szła za nami. Przyspieszyliśmy jednak kroku, włożyliśmy ręce do kieszeni i szybko poszliśmy do supermarketu. Tam spotkaliśmy dziewczyny i Portugalczyka – pierwszego białego w okolicy, który był zszokowany naszą obecnością w tej okolicy. Portugalczyk pracował na kasie w supermarkecie. Zdziwił się, że jeszcze nas nie obrobiono i zamówił nam taksówkę powrotną do apartamentu. Wróciliśmy szczęśliwie i rano ruszyliśmy w drogę do Durbanu, ale na dworzec pojechaliśmy już taksówką.
Nic nam się nie stało, ale doświadczenie bycia obserwowanym i przeczucie, że zaraz ktoś Cię obrobi lub zrobi Ci krzywdę z pewnością zostanie z nami na długo. Jest ono szczególnie ciekawe w kontekście obecności pojedynczego Murzyna w małej miejscowości w Polsce. Tu pewnie nikt owego Murzyna nie będzie chciał obrobić ani częstować go ostrzem noża. Setki wgapionych w niego gałek ocznych jest natomiast pewnikiem. I chyba tylko ten co sam był kiedyś takim białym Murzynem w obcym świecie może powiedzieć jak mało komfortowe to uczucie. I co najważniejsze nie wgapiać się z innymi.