Z takim przeświadczeniem wyruszyliśmy w podróż z Aten do Krakowa. Przeczytane gdzieś na forum miało zweryfikować życie. W tym zdaniu nie było jednak precyzji. W rzeczywistości na tysiąc przejechanych kilometrów zatrzymało nam się raptem pięciu Greków, co już obalało kłamliwe stwierdzenie. Coś w nim jednak było, bo na stopa ludzie zatrzymywali się podobnie jak w Polsce, ale większość z podwożących okazywała się nie być Grekami. Wielu Albańczyków, Macedończyków, Rosjan, Kurdów, a nawet Pakistańczyk, większość zatem pochodzenia odmiennego niż greckie. Sprecyzowane stwierdzenie powinno brzmieć: w Grecji na stopa zatrzymują się chętnie, choć nie zawsze Grecy. I warto dodać, że ten środek transportu może dostarczyć ciekawych przygód. Albańczyk wiozący nas w stronę granicy z Macedonią rozmawiał tylko po grecku. Pozostały nam tylko migi i przytakiwanie, co nie zniechęciło go do mówienia non stop. Zrozumiałem główną ideę, którą chciał się podzielić, choć z konkretnej treści zrozumiałem może 5%. Serdeczność i chęć pomocy biły mu z twarzy. Aby to zrozumieć nie potrzeba było żadnych słów.
Potwierdził to dobitnie pewnym zachowaniem. Gdy tylko zauważył przed nami ciężarówkę na macedońskich rejestracjach wyprzedził ją, zajechał jej drogę i zatrzymał. Później poprosił kierowcę o podrzucenie nas do Macedonii. Gdy kierowca odmówił z obawy przed mandatem za przewóz nadmiarowej osoby, Albańczyk zaczął na niego krzyczeć i tłumaczyć, że jego obawy są bezpodstawne. Kierowca ciężarówki nie dał się przekonać, ale słowa tak go poruszyły, że przepraszał nas za to że nie może nas zabrać. Wróciliśmy do poprzedniego samochodu, a Albańczyk jeszcze przez jakiś czas narzekał na mało życzliwego jego zdaniem i strachliwego Macedończyka. Gdy przejechaliśmy obok jego miejscowości podwiózł nas jeszcze kawałek do najbliższego dworca, gdyż na zewnątrz rozpoczęła się ulewa. Zostawił też swój numer telefonu, gdybyśmy mieli problemy na dalszej drodze. Cudowny człowiek z ogromną życzliwością. Rusz na stopa po Grecji, może też go spotkasz.