Malta jest bardzo pobożnym i religijnym krajem. Mnóstwo to kościołów i kościółków, a odpusty w poszczególnych parafiach ogłaszane są na plakatach i bilbordach. Nie ma się co dziwić. Raz w roku cała parafia, często równająca się gminie lub miasteczku, świętuje. Poza odświętną procesją po ulicach miasta za dnia, wieczory wypełnione są radosnym świętowaniem. Na ulice wystawiane są wówczas liczne figury świętych, by towarzyszyć świętującym cały czas. Muzyka, orkiestry rywalizujące ze sobą, jedzenie i napitki.
Jest tu wszystko czego tylko ciało zapragnie. Uszy przepełnia muzyka, a dla oczu też przygotowana jest uczta. Oprócz świątecznego wystroju uliczek lokalni magicy przygotowują niesamowity pokaz sztucznych ogni. Metalowe konstrukcje w kształcie gwiazd, kwiatów, słońc, a nawet kostek rubika. Do konstrukcji uczepione tu i tam fajerwerki. Cała masa fajerwerk. Konstrukcje stoją wśród tłumu, który rozstępuje się nieco, gdy zostają odpalone. Tłum jest spory, więc fajerwerki palą się, strzelają i wirują w powietrzu w odległości do 5 metrów od widowni. Po odpaleniu każdej kolejnej instalacji tłum skrywa się w kłębach dymu a ramiona pokrywa pył opadający z powietrza. Każda kolejna instalacja jest bardziej wymyślna od poprzedniej. Każda jest przygotowana przez inną grupę lub rodzinę z danej parafii. Odpalania sztucznych ogni jest więc rywalizacją o to kto danego roku dostarczy gawiedzi większej rozrywki. Ja byłem zachwycony, choć dym czasem gryzł w oczy, a samo widowisko zaczęło się w późnych godzinach wieczornych. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się takiego widowiska z okazji odpustu na takiej małej wyspie w takiej małej parafii. Kto chciałby coś takiego przeżyć niech jedzie na Maltę. Jest tam ponad 300 parafii, więc w okresie wiosenno, letnio, jesiennym każdego dnia w jakiejś parafii jest odpust i każdego dnia z któregoś zakątka wyspy widać strzelające w powietrze fajerwerki.