Jeśli ktoś stracił wiarę w świat, w to, że są na nim dobrzy ludzie, polecam skorzystać z Couchsurfingu. Być może trafi się wówczas na perełkę, na historię, która zmieni nasze podejście do świata. W styczniu 2011 roku jeśli się nie mylę ruszyliśmy z Arturem na podbój Włoch. A dokładnie Triestu, który zdaniem Słoweńców jest słoweński bardziej niż włoski, ale to oddzielna historia. W Trieście mieliśmy wypróbować po raz pierwszy couchsurfing. Na naszą prośbą odpowiedział Francesco, drzwi jednak otworzyła nam Francesca. Pomyśleliśmy więc, że pewnie przekręciliśmy imię. Prawda jednak była taka, że nasze zaproszenie rzeczywiście przyjął mężczyzna. Obecnie przebywający w krajach Beneluksu na stypendium naukowym. Od dwóch lat!
Przyjmuje jednak zaproszenia do swojego domu, a gości przyjmuje opiekująca się domem znajoma, którą notabene poznał przez Couchsurfing. Francesco jest fizykiem jądrowym, miał kiedyś narzeczoną, ale ta go zostawiła. Jak się okazało wraz z nią odeszło całe życie społeczne, znajomi, wyjścia poza mieszkanie. Jak stereotypowy fizyk jądrowy Franceso zanużył się w nauce i powoli popadał w depresję. Kiedy przychodziły mu do głowy najgorsze myśli zaczął gościć w swoim domu couchsurferów, aby „wyjść do ludzi”. I to kontakt z nimi okazał się dla niego najlepszą terapią. Odżył, odzyskał pogodę ducha i rzucił się w wir życia. Jak formę podziękowania przyjmuje teraz każdego gościa, który zwróci się do niego z prośbą. Często goszcząc nawet 8 osób jednocześnie będąc od 2 lat poza domem. Zakupił w tym celu ekstra łózka polowe i materace. Darzy ludzi ogromnym zaufaniem, bo wie, że w ludziach drzemią ogromne pokłady dobra. To lekcja, której nauczył mnie, choć nigdy się nie spotkaliśmy. Polecam stosować się do tej zasady. Na zaufaniu zawsze wygramy więcej, choć czasami zdarzy się przegrać odrobinkę. Finalnie rachunek wyjdzie dla nas na ogromnym plusie.