Gdy pierwszy raz wyjeżdżałem do Gruzji oczami wyobraźni widziałem siebie na gruzińskiej suprze. Jedzącego pyszne jedzenie, tańczącego ze świeżo co poznanymi gruzinami i pijącego ze słynnego gruzińskiego roga. Zastawnym stołem przyjął mnie w Tbilisi stary znajomy Andro, a podobną ucztę powtórzyliśmy w restauracji w Gori, tam były też tańce i lokalny grajek. Nigdzie jednak nie było rogu. Przedostatniego dnia pobytu w Gruzji szliśmy w Kutaisi w stronę lotniska. Lotniska w Kutaisi są dwa, więc nonstop otrzymywaliśmy sprzeczne informacje, gdzie lotnisko się znajduje. Raz mówiono nam o lotnisku cywilnym a raz o wojskowym. Na horyzoncie pojawił się taksówkarz więc miałem nadzieję, że on jednoznacznie określi kierunek i pomoże.
Tak rzeczywiście było. Po udzieleniu informacji pyta czy Gruzja ładna. Mówię, że piękna, że wrócę, że mają z czego być dumni. On potwierdza, że dumni są, że piękna i że dziękuje za słowa uznania w imieniu narodu gruzińskiego. Proponuje podwózkę na lotnisko. Ja na to że “dziengi” się skończyły i nie mamy czym zapłacić. On na to, że spoko, ale tu jest jego wizytówka, więc następnym razem dzwonić. On obwiezie po Gruzji, a jego żona łóżko przygotuje, suprę i ugości. Na koniec pyta czy wino piłem? Ja na to, że tak i że pyszne. A on się pyta czy z rogu piłem, a ja stwierdzam, że nie. W tym momencie taksówkarz otwiera bagażnik i wyciąga dwie butelki z pomarańczową i przeźroczystą cieczą oraz krowi róg. Róg jest po prostu odcięty krowie, bez żadnych zdobień, wykończenia w środku ani na zewnątrz. Nie wiem czy krowa była świeża, gdy jej róg obcinano, bo róg tu i ówdzie łuszczy się. Gruzin widzi chyba po mojej minie, że oceniam świeżość rogu na niską, więc przystępuje do dezynfekcji. Płucze róg z wierzchu i w środku mirindą i zalewa czaczą. Moim zdaniem lepiej jako dezynfekujący środek sprawdziła byś czacza, czyli gruziński odpowiednik bimbru, ale nie protestuję. W rogu znajdowało się około szklanki szlachetnego płynu. Po jego przechyleniu z toastem za Gruzję kontynuowałem rozmowę, tym razem już z lepszym rosyjskim akcentem i po pół godziny pogawędki na do widzenia dostałem jeszcze jeden róg czaczy.
Po 2 kilometrach pieszej wędrówki poczułem zmęczenie związane z obecnością czaczy w moim organizmie. Było koło 13, było ciepło, stwierdziłem że muszę odpocząć na trawce. Obudziłem się po 3 godzinach. Czacza nadal była w mojej głowie, a nad moją głową znajdował się włochaty ryj świni, która wypasała się na tej łące. Zastanawiałem się chwilę czy świnia jest prawdziwa, czy nadal śpię czy świńskie halucynacje to skutek uboczny picia czaczy z rogu.