Wracałem z południa Europy i na węgierskiej granicy zatrzymałem Tira z cysterną na polskich rejestracjach. Było popołudnie, ale kierowca był świeżo po przerwie, więc miałem z nim jechać do samych Katowic. Świetne rozwiązanie. Nic lepszego nie mogło mi się trafić. Kierowca był właścicielem firmy małej firmy przewozowej. W cysternie miał wino, które wiózł do Polski z Bułgarii. Taniej jest butelkować w Polsce, bo szkło smakuje w Polsce i Bułgarii tak samo, więc po co je wozić do Polski. Każdemu przecież zależy na smaku wina. Jechaliśmy w niedzielę. Ruch wtedy zawsze jest mniejszy, zakazy ruchu i tak dalej. Mój kierowca miał jednak na swoich papierach napisane, że wiezie towar szybko psujący się. Sam wyrobił sobie taką pieczątkę po rosyjsku i angielsku. Była duża i czerwona i na większości zatrzymujących go funkcjonariuszach podobno robiła odpowiednie wrażenia. Ciekawe podejście.
Po kilku godzinach drogi wjeżdżamy do Polski, tankujemy na pierwszej stacji i okazuje się, że karty płatnicze kierowcy nie działają. Szybki telefon do żony. Ta była na zakupach i zapomniała ponownie zasilić odpowiednie konto gotówką. Jest niedzielna noc, więc żaden przelew już nie przejdzie. Jestem więc uwięziony na stacji benzynowej. Dalej się z nikim nie zabiorę, a moja ciężarówka jest uziemiona. Obsługa stacji nie puści nas bez płacenia. Na szczęście miałem trochę kasy na koncie. Zapłaciłem swoją kartą, a żona kierowcy zrobiła mi przelew zwrotny. Ruszyliśmy dalej, kierowca był bardzo wdzięczny i ponarzekał oczywiście na to jakie to są żony. Wjeżdżamy do Katowic, kierowca oferuje, że podwiezie mnie blisko dworca, choć mu to nie po drodze. Nie wjeżdża jednak do samego centrum. Nie chce zwracać na siebie zbytniej uwagi tą cysterną, bo rok temu zabrano mu prawo jazdy za jakieś wykroczenie na Węgrzech i dopiero za jakiś czas je odzyskać. A głupio byłoby dać się złapać na czymś takim już pod domem przejechawszy pół Europy. Odważny człowiek, pełen pewności siebie i zapewne zaradny. Czuję, że jakoś wybrnąłby z tej sytuacji, gdyby spotkał go jakiś patrol policji. Wysiadłem, pożegnałem się, przyjąłem podziękowania za pomoc. Po pół godziny marszu byłem na dworcu w Katowicach. Pociąg do Olsztyna już czekał.