Kultura to nie tylko bezpośrednie zachowania człowieka, ale także zbiór interpretacji. W każdej kulturze znajdziemy coś unikalnego, bo każda nieco inaczej zinterpretowała znaczenia danego słowa lub pojęcia. Jedna kultura podeszła do danego pojęcia pobieżnie, bo nie miała z nim styczności, a inna rozbudowała do niewyobrażalnych rozmiarów. Liczba słów określających śnieg w języku Eskimosów jest dobrym przykładem. W Polsce mamy tylko jedno słowo, a ludy dżungli Amazońskiej pewnie w ogóle nie mają w słowniku takiego słowa. Podobnie rzecz ma się z bardziej abstrakcyjnymi pojęciami. Takimi jak pośpiech na przykład. Na mapie google droga z jednej strony gór Atlas na drugą stronę, by zobaczyć Saharę wydawała się krótka. Około 200-300 kilometrów. W Polsce oznacza to 3-4 godziny drogi. Takiej miary nie można było przyłożyć do górskich warunków. Kiedy, więc wracaliśmy z powrotem z Sahary, wiedzieliśmy, że trzeba wziąć trochę zapasu. Szczególnie, że obligował nas termin lotu. Kiedy przyszła na nas pora zaczęliśmy, więc poszukiwać autobusu.
Gdy nasz gospodarz stwierdził, że taki nie odjeżdża ani jutro ani pojutrze, sytuacja zrobiła się nerwowa. Oczywiście dla nas, bo on miał nieco inne podejście do pośpiechu. I to podejście denerwowało nas w tej sytuacji dodatkowo, bo póki co on był naszym łącznikiem. W tej sytuacji jako łącznik się nie sprawdzał. Rozdzieliliśmy się w poszukiwaniu. To znaczy on poszedł się spotkać z kolegami, a my poszliśmy szukać autobusu. Okazało się, że znaleźliśmy dwa dworce i z jednego z nich autobusy odjeżdżały regularnie. Kupiliśmy bilety i byliśmy już spokojni. Wątpię, że nasz gospodarz nie wiedział o istnieniu drugiego dworca. W końcu znajdował się on w jego rodzinnej niewielkiej miejscowości. Tłumaczę jego zachowanie inaczej niż złośliwością. Zapewne chciał spędzić z nami więcej czasu, nie uważał, że pośpiech jest potrzebny. Być może wyznawał zasadę: zawsze będzie następny autobus. A jeśli nigdy nie latał samolotem nie wiedział, że tu ta zasada nie obowiązuje. A jeśli nawet ją zastosujemy, zapłacimy za to wysoką prowizję. Na Saharze, skąd pochodził nasz gospodarz każdy dzień jest podobny do kolejnego. Czas ma tam inną gęstość i wagę. Pojęcia spóźnienie, oczekiwanie i pośpiech wyglądają, więc zupełnie inaczej niż w Polsce. I też nie wszędzie jest tak samo. Ja umawiam się ze znajomymi podając godzinę. Moja babcia zapowiadając się mówiła sąsiadce przyjdę jutro. Precyzowanie godziny nie było potrzebne.