Jadę pierwszy raz z Polski na Słowenię na stopa. Decyduję się jechać przez Austrię. Plan jest taki by w 24 godziny tam dojechać. Gdy pierwszą noc spędzam pod Częstochową, dowiaduję się, że się nie uda. Kolejnego popołudnia stoję już na austriackiej granicy. Łapię stopa, nikt się nie zatrzymuje przez godzinę może, droga raczej pustawa, ale śmiga małe autko na polskich blachach. Ja stoję w koszulce z orłem białym. Autko zatrzymuje się i cofa. Wsiadam. Para młodych Polaków jedzie do Wiednia na wczasy. Tylne siedzenie pełne jest jedzenia, gotowych dań i półproduktów. Przesuwam kosz z pomidorami i robię dla siebie trochę miejsca. Te jedzenie to pomysł na obniżenie kosztów urlopu w Wiedniu. Para mówi, że zatrzymała się tylko dlatego, że zobaczyli, ze jestem Polakiem. Super, punkt dla mnie. Jedziemy, mijamy małe malownicze austriacki wioseczki. Miło się jedzie, jednak czułem, że zbliżając się do Wiednia powinienem wysiąść, bo później z centrum będzie trudno złapać stopa dalej. Trudno jednak było mi określić gdzie zaczyna się Wiedeń. Im w sumie też, bo żadne z nas nie miało mapy.
Bach! Nagle robi się gęsto, coraz więcej budynków i jesteśmy w Wiedniu. No to wpadłem jak śliwka w kompot. Wysiadam na chwilę by na wiacie przystanku autobusowego sprawdzić gdzie jesteśmy dokładnie. Zapamiętuję drogę i podjeżdżamy pod hostel podwożącej mnie pary. Żegnamy się, a ja wysiadam na dobre. Jest 19:00, zaraz będzie ciemno. Tego wieczoru nie opuszczę Wiednia. No to klops. Zaczynają się poszukiwania miejsca do noclegu. Wstaję rano. Przeskakuję przez ekran dźwiękochłonny. Stoję przy autostradzie przecinającej Wiedeń. Jadące 130 na godzinę samochody mnie nie zauważają nawet. Wracam. Wyjeżdżam poza Wiedeń pociągiem jakieś 40 kilometrów. Tam idę na autostradę. Ze stacji kolejowej to jest jakieś 10 kilometrów. Tam pierwszego stopa zatrzymuję po dłuuugim czasie. I w tym momencie zaczynam nie lubić Wiednia. Choć rozsądniej byłoby po prostu postępować rozsądniej. Jak stoisz na autostradzie i jest gorąco masz jednak gdzieś rozsądek. Zaczynam więc nie lubić Wiednia.