Gdy przygotowywałem się do wyjazdu na Dominikanę, a dokładnie na Punta Cana, google mapy robiły mi za przewodnika. Dziwiłem się temu przewodnikowi, bo słynna Punta Cana nie okazała się jakimś miastem czy wioską, a po prostu nazwą na część wybrzeża. Wybrzeże to piękne, jak plaże i woda w morzu, ale jakieś takie dziwne. Zgodnie z mapami od Googla pasek cywilizacji, czyli sklepy, hotele, restauracje, był bardzo wąski. Okazało się bowiem, że wybrzeże to nie jest raczej zamieszkane przez miejscowych, a jedynie stworzone na potrzeby turystów. Życie Dominikany tętni gdzie indziej, a tu się tylko przyjeżdża obsługiwać zagranicznych turystów. To by tłumaczyło małą ilość tubylców oraz sklepów czy barów dla nich stworzonych (czytaj: tańszych, czyli takich, których szukałem). Ale i dla niskobudżetowych turystów powinno się przecież coś znaleźć. Albo choćby dla gości hotelowych, którzy zapragną wyjść poza teren hotelu. A nie było niemal nic!

Widok z naszego okna na strefę „za murem”

Odpowiedzią na dziwoty okazał się pieniądz, który często w życiu decyduje co się robi, a czego nie w przestrzeni publicznej. Turysta siedzący w hotelu i nie wychodzący poza jego teren wyda pieniądze w hotelu. Jeśli o to zadbamy wyda nawet wszystkie pieniądze, które ze sobą przywiózł. Stawia się mu więc wokół hotelu, ale nadal na jego terenie sklepiki z pamiątkami, sklepy ze sprzętem sportowym, odzieżą, restauracje, bary i czego tam jeszcze dusza zapragnie. A jeśli zechce wyjść poza hotel? Jeśli celem wycieczki jest jakieś delfinarium czy inne tego typu zorganizowana atrakcja, wówczas pod recepcję hotelową podjeżdża autobus. Zawiezie i odwiezie za darmo, zostawiając w formie prowizji część kasy dla hotelu za nagonienie klienta. Oficjalnie jedziemy autobusem za darmo. A co jak się klient uprze i będzie chciał wyjść na własną rękę. Wówczas spotka na swojej drodze wysoki mur i potężną bramę z uzbrojonymi strażnikami. Strażnicy otworzą bramę i wypuszczą turystę, ale uprzednio ostrzegą go przed ogromnym ryzykiem za bramą. Nie przypadkiem przecież powstał ten wysoki mur, potężna brama i sztab ochroniarzy. Takie tam zagranie psychologiczne. Poza tym podobną historię usłyszymy od ludzi na recepcji i w hotelowej restauracji. Turysta wystraszony siedzi więc w hotelu, nigdzie się nie rusza i zostawia pieniądze wewnątrz wysokich murów. A po powrocie do domu opowiada pewnie o tym jak Dominikana jest niebezpieczna, oczywiście tylko poza murami hotelu.

Jaki wniosek dla mnie? Może żaden konkretny. Może tylko była to okazja do obserwacji jak manipuluje się ludźmi, aby wykonali konkretne zadanie (tu: wydali pieniądze tylko w hotelu). A może wyczulenie się na to co mówią inni, dlaczego tak mówią i zachęta by jeszcze cześciej zaglądać za mur i samemu sprawdzać jak to naprawdę wygląda.