Płyniemy ze Svenem na otwarte morze. Sven mówi, że jak zapłacimy za benzynę do motorówki, to weźmie nas na wycieczkę po morzu. Przy okazji wpłyniemy sobie do centrum Oslo na kawkę. Decydujemy się zatem. Koszty były niewielkie. Pakujemy jedzenie, kamizelki ratunkowe, a Sven bierze 5 litrów wina i kieliszek. Sven generalnie lubił to wina w pięciolitrowych kartonach. Mieszkał na dwóch łodziach zacumowanych pośrodku zatoki i chyba ich doglądał za drobną zapłatą. A czasami schodził na ląd. Płyniemy zatem. Motorówka jest niewielka i płytka, więc czasem fala niemal wlewa się do środka a już z pewnością pryska na nas słoną pianą morskiej wody. Sven spowalnia i oddaj mi ster. Mówi, że on posiedzi na dziobie i będzie pił winko, a my będziemy sterować.

Za sterami łódki chyba mi się nie podoba

Rozpoczyna się półgodzinna lekcja sterowania łódką. Na początku płynąłem prosto. Po pięciu minutach Sven mówi, zrób tak i tak, aby skręcić i milknie. Gdy zbliżamy się do ogromnego promu daje kolejną lekcję: „Zawsze ustąp większemu, więc omiń ten prom”. Kiedy zbliżamy się bliżej brzegu wskazuje palcem głowę pływaka, który oddalił się poza boje wyznaczające miejsce do pływania i prosi o ominięcie. Tym razem nie będziemy rozjeżdżać przypadkowych ludzi. Kiedy fale zaczynają nami niebezpiecznie kiwać i wlewać się do łódki mówi by przecinać je pod kątem prostym. I tak sączy powoli, melancholijnie kolejne lekcje. Zazwyczaj, gdy mijało kolejne 5 minut rzucał obojętnie kolejne zdanie. Czasem częstotliwość lekcji była większa, gdy na horyzoncie pojawiało się zagrożenie. To było bardzo interesujące doświadczenie. Stresujące, ale bardzo intensywne. Pierwszy raz sterowałem czymkolwiek na otwartym morzu wzburzonym falami. Polecam i nie polecam.

Kategorie: Notatki z podróży