Po nocy spędzonej nad brzegiem morze na wyspie Gozo postanowiłem wrócić na Maltę promem. Do portu miałem jakieś 10 kilometrów. Z prostej kalkulacji wynikało, że w 2 godziny powinienem się wyrobić. Szedłem, więc brzegiem morza, skrajem klifów. Na śniadanie zjadłem resztki jedzenia jakie przywiozłem ze sobą, ale w ciągu 2 godzinnego marszu nie powinienem zgłodnieć. Maszerowałem więc przed siebie jeszcze z najedzonym brzuszkiem i szczęśliwy. W moje plecy świeciło wschodzące Słońce. Pierwszą przeszkodą okazał się mur jaki odgradzał dwa pastwiska i kończył się zawieszony nad klifem. Nie można go było obejść od strony morza nie wpadając do niego jednocześnie. Potrzebowałem się na niego wdrapać i przejść górą.

Klify, wzdłuż których spacerowałem

Później znów było prosto i płasko. Na jednym z pastwisk spod murawy wystawała goła skała, a w niej koleiny jak po ciężarówkach. Nie ma jednej wersji co do tego skąd się wzięły te koleiny i do czego służyły. Jedna z teorii mówi, że to tory po których ciągano ogromne sanie, a na nich jakiś towar. Może cebule? Idąc dalej ujrzałem morze wcinające się zatoką w ląd. W ląd, po którym szedłem. Potrzebowałem ominąć zatokę, ominięcie zajęło by mi dodatkową godzinę drogi. Zdecydowałem, że przeskoczę po kamieniach nad wodą, która wąsko wcinała się między skały. Przedarłem się na drugą stronę przez krzaki i byłem wycieńczony. Po wspinaczce na kolejne wzgórze wypatrywałem tylko jakiegoś źródła wody lub pokarmu. Byłem głodny i spragniony jak nigdy. Gdy przechodziłem przez jakieś pole znalazłem na nim leżący na stercie cebule. Sięgnąłem po jedną, a drugą włożyłem do kieszeni. Obrałem cebulę i zanurzyłem w nią zęby jak w jabłko. Była soczysta, a cebulowy sok gryzł oczy i kubki smakowe. Uratowała moje życie. Gdy już ochłonąłem sięgnąłem po kolejną. Przechodziłem akurat obok podwórka pełnego starych wraków statków. Zbliżałem się do portu. Mijałem pierwsze zabudowanie i już się uśmiechałem na myśl o dobrociach, jakie będę mógł sobie kupić w portowym sklepie. Urządziłem sobie niesamowitą ucztę złożoną ze zwykłych produktów, choć i tak podczas niej wspominałem soczystą cebulę.

Kategorie: Notatki z podróży