Zazwyczaj nie przygotowuję się do moich wyjazdów. Jeśli lecę samolotem drukuję kartę pokładową i robię odprawę dopiero, gdy dostanę maila przypominającego bym to zrobił. Nie czytam przewodników i rzadko książki na temat miejsc, do których jadę. Jeśli już coś przeczytam to przypadkiem. Przeczytam artykuł, książkę, wspomnienia i za kilka lat ruszę w to miejsce, ale to przygotowanie traktuję wówczas jako przypadkowe i niezamierzone, bo gdy czytam jeszcze nie wiem czy tam pojadę. Inaczej było z Marokiem. Przeczytałem książkę z 1975 roku, więc raczej nieaktualną. Opisującą często Maroko, którego już nie ma. Jak się okazało później to Maroko z książki istniało, ale za zasłoną. Ta książka pokazała mi jak za tę zasłonę zaglądać. Książka opisywała jak buduje się kasbę, tradycyjny Marokański dom. Kasbę buduje cała wioska. Zmieszana w odpowiednich proporcjach ziemia, woda i słoma układane są wewnątrz szalunku. Następnie mieszanka ta udeptywana jest stopami (do tego potrzeba jak największej ilości osób, czyli całej wioski). Murarze kasb są sztukmistrzami, a kasby często działami sztuki. Pięknie komponują się w pustynnym krajobrazie. Prymitywność “lepianek” nie przeszkadza, by w środku były urządzone w bardzo nowoczesnym stylu z LCD na ścianie.
Większość nowych budynków w Maroku to jednak pustak, cegła i żelbeton. Nie spotkałem, więc ani sztukmistrza lepienia kasb, ani nie widziałem całej wioski zaangażowanej w budowanie kasby dla nowego małżeństwa. Wiedza ze starej książki pozwoliła mi jednak przenieść się oczami wyobraźni do takich scen, gdy patrzyłem na kasby, zbudowane w tradycyjnym stylu. A w Zagorze, tam gdzie zaczyna się Sahara takich kasb było sporo. Widząc wystające źdźbła słomy z murów budynków widziałem sztukmistrza, który karci swojego terminatora i mówi by dolewał mniej wody, bo “się nie będzie trzymało kupy”. Być może zacznę więcej czytać, by nie chłonąć tylko tego czego nauczy mnie przygoda i napotkani ludzie. Być może zostanę antropologiem w swoich podróżach. Być może…