Zanim postawiłem swoją nogę w Sofii jechałem najdłuższym autostopem w życiu. Jednym samochodem osobowym przez całą Serbię i część Bułgarii, aż do stolicy. Niestety wysiadłem nie tam gdzie trzeba i dalej trzeba było iść pieszo. Była 2 w nocy i właściwie nie wiedziałem w którym kierunku mam iść. Miałem adres, ale mapy lub osoby, która podpowiedziałaby drogę już nie. Pozostało tylko użyć taksówki. Ta zawiozła nas pod drzwi gospodarza, który już na nasz czekał. Nie miałem ze sobą bułgarskich dolarów, więc potrzebowaliśmy pojechać do bankomatu. Zostawiłem bagaże, gospodarza i wsiadłem ponownie do taksówki i ruszyłem na poszukiwanie bankomatu. Gdy już wyciągnąłem pieniądze i wręczyłem większy banknot usłyszałem, że reszty nie trzeba. Zazwyczaj ta kwestia pada z ust klienta. Sprzeciwiłem się i dodałem, że jednak trzeba i proszę mi takową resztę wypłacić. Byliśmy wtedy w drodze powrotnej taksówką z bankomatu i jechaliśmy jakąś dłuższą trasą. Przyjaciółka taksówkarza poszukiwała reszty, a sam taksówkarz prezentował mi swój nóż. Pokazał mi go i zapytał czy mi się podoba. Nawet ładny stwierdziłem.
Aluzja była oczywista, mam nóż, jedziemy inną drogą, zostaw nam tę resztę pieniędzy. Poszedłem jednak inną drogą i dalej żądałem mojej reszty. Oczywiście nie warto wykłócać się o pieniądze, gdy na szali leży Twoje życie lub zdrowie. Jednak moje życie nie było położone na żadnej szali. Taksówkarz nie ryzykowałby konsekwencji morderstwa bądź okaleczenia dla równowartości 10 euro. A nie wyglądałem na takiego, coby w portfelu tych euro posiadał więcej. Po kilku próbach reszta została mi wypłacona, nóż został schowany do schowka, a przyjaciółka wraz z taksówkarzem odjechali. Być może na poszukiwania innego turysty, który prezentację noża uzna za groźną i poważną oraz pozostawi w taksówce mniejszy lub większy napiwek. Bezpośredniej groźby przecież nie było, więc policja nie wskóra tutaj nic. Napiwek zaś mniej lub bardziej kurtuazyjnie wymuszony jest rzeczą naturalną i popularną tak w Warszawie jaki i w Sofii.