Podobno cały Bliski Wschód to mistrzowie targowania się i handlu. Podobno wynika to z faktu, że obecni mieszkańcy Syrii, Palestyny, Jordanii czy Iranu są potomkami Fenicjan. A Fenicjanie handlując i żeglując po basenie Morza Śródziemnego i mórz ościennych docierali niemal wszędzie. Teoria ta ma więc jakieś podstawy.

Po przekroczeniu granicy turecko-irańskiej udaliśmy się z Arturem łapać stopa. Przeszliśmy przez całe miasto, rozszyfrowaliśmy w farsi ile kilometrów jest do Tabrizu, a ile do Teheranu i zaczęliśmy zatrzymywać. W ciągu godziny zatrzymali się tylko Ci kierowcy, którzy chcieli podwieźć za pieniądze. Grzecznie więc dziękowaliśmy i machaliśmy dalej. Kiedy stwierdziliśmy, że z tego miejsca chyba się nikt nie zatrzyma zaczęliśmy podpytywać, ile kosztowałby nas taki kurs do najbliższej miejscowości. Oczywiście my nie znamy farsi, a kierowcy nie znają polskiego, angielskiego, rosyjskiego czy niemieckiego. Niczym niemi przełączamy się zatem na język migowy i od czasu do czasu wrzucamy słowa, które mają brzmieć jak nazwy najbliższych miejscowości.

irańskie Mikołaje

Zatrzymuje się starszy Pan w samochodzie typu Łada, kolor beżowy. Hmm, w sumie to jestem daltonistą i równie dobrze to mógł być szary lub brudno biały. Ni mniej ni więcej jakiś jasny kolor był to. Po krótkim targu ustalamy, że 21 kilometrów do najbliższego skrzyżowania będzie nas kosztowało 7 czegoś tam. Nie pamiętam jakiej nazwy użyliśmy. Było to jednak 7 jednostek jakiejś waluty. Później jak się okazało 70groszy na polskie. Cena atrakcyjna, więc wsiadamy. Po kilku krętych zakrętach wysiadamy i finalizujemy transakcję. Okazuje się że mamy zapłacić 70jednostek. Hmm 7zł za taksówkę, 21 kilometrów to nie najgorsza cena, ale… Ale umowa była inna. Pokazywałem 7 palców, więc daję 7 jednostek. W sumie trudno byłoby pokazać 70 palców, nawet gdybyśmy się mocno postarali. Jakby nie patrzeć byliśmy w stanie z Arturem pokazać maksymalnie 42. Pan coś tłumaczy, my się nie zgadzamy. On angażuje lokalną ludność stojącą przy ulicy, głównie mężczyzn w nasz targ. Dla nas to nieco niekomfortowe, bo prezentuje nas jako osoby, które nie chcą płacić za usługę. Pod drugie zaczynamy być w mniejszości, bo nasz kierowca plus lokalna ludność to więcej niż 2 osoby. A po trzecie nie rozumiemy, o czym kierowca rozmawia z lokalną ludnością. Finalnie dobijamy targu, czyli dajemy 40 jednostek, w sumie więcej nie mieliśmy.

Po fakcie okazało się, że w Iranie mówiąc o pieniądzach używa się dwóch nazw. Jedna określa tę samą kwotę z zerem, a druga bez zera. Mówiąc 7pieniążków może chodzić więc o 7 a także o 70. Oczywiście zasada jest zawsze na niekorzyść turysty/obcokrajowca. Na samym końcu okazuje się, że cenę usłyszałeś źle i chodziło o tego pieniążka z zerem więcej. I bynajmniej nie chodzi o to by kogoś oszukać, ale o to aby irańczyk miał dobrą pozycję wyjściową do negocjacji. W Polsce czasami podczas targowania mówimy cenę 1,5 lub 2 razy wyższą, by później z niej zejść. Nasz kierowca zaczął od dziesięciokrotności! Osz to Fenicjanin.

Kategorie: Notatki z podróży